;)

czwartek, 18 lutego 2010

Afryka dzika, dawno odkryta...ALGIERIA welcome to!

W związku ze strajkiem w Lufthansie lecę już w sobotę (teraz jest czwartek godz 21:34) ;) to mój ostatnio post przed wyjazdem. Po powrocie zapewnie dużą ilość zdjęć ;) POZDRAWIAMMMMM

poniedziałek, 15 lutego 2010

Dzień trzeci (czwartek 13.08.09).

Do ślubu został jeden dzień. Hmmm nie pamiętam dokładnie co się wydarzyło, ale ciągle trwały jakieś przygotowania do ślubu. Pamiętam, że zjechały się ciotki z dziećmi...No i oczywiście wszyscy chcieli mnie poznać, a ja w tym czasie śmigałam samochodem ze szwagrem tzn ja za kierownicą :D:D hardcor :D ale w końcu polskiej żonie można wybaczyć taki nietakt ;)

Chekchouka (szekszuka) :)


Chekchouka to naprawdę smakowite danie algierskie (robię często w domu). Postaram napisać się przepis z głowy, mam nadzieję, że jeśli ktoś wypróbuje przepis, nie okaże sie on klapą :)



Składniki:

-4 duże cebule (najlepiej młode, chociaż w Algierii robią z czerwonej cebuli, z praktyki wiem, że nada się każda, młoda jest poprostu smaczniejsza);
-3 średnie jajka;
-2-3 pomidory (zależy od wielkości);
-sól i pieprz do smaku.

Sposób przygotowania:

Cebulę przekroić na pół, a potem w plastry. Pomidory zetrzeć na tarce (takiej którą np trzemy ziemniaki na placki tarte, nie jak marchewkę do zupy :P). Cebulę wrzucić na rozgrzaną patelnię (najlepiej teflonowa, nie dodajemy oleju!). Smażymy, aż będzie całkiem miękka, dodajemy starte pomidory i tak smażymy ok 2-3 minut. Wbijamy jajka i smażymy, jak naszą jajecznicę. Dodajemy pieprzu i soli do smaku. Sposoby podawania są różne, w domu z braku czasu jem po prostu z chlebem, a w Algierii z frytkami oraz sałatką z sałaty zielonej, sosu vinegret i innych warzyw (pomidor, ogórek, marchewka, cykoria).

SMACZNEGO!

Na zdjęciu: jedna z sałatek wykonywanych przez szwagierki, podobnie jak ciastka, czysta sztuka ;)

niedziela, 14 lutego 2010

Dzień drugi, czyli przygotowania do wesela.



Zaczął się pracowity dzień trzeci. Musiałyśmy zameldować się na policji, udać do urzędu w sprawie ślubu, pomóc w przygotowaniach (ciasteczka itp itd), poszukiwania sukienki, wybór obrączek itddddd...Całe mnóstwo rzeczy do załatwienia.
Może zacznę od policji. Panowie policjanci oczywiście bardzo mili. Aby nas zameldować, musieli znać wszystkie dane :) No i tu zaczęła się jazda z długimi nazwami polskich miast, nazwiskami i imionami, które pan policjant próbował kaligrafować po arabsku :D Skreślał, przekreślał i poprawiał, cała kartka namazana ;) heh sytuacja przypominała tą z filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową".. ;) "Grzegorz Brzęczyszczykiewiczzzzz" ;) Rozbawione tym akcentem udałyśmy się do urzędu.

Oczywiście nie wysiadałyśmy z samochodu :) H. sam poleciał zapytać, kiedy udzielą nam ślubu (planowaliśmy religijny na piątek, a była środa :D). Zostałyśmy w samochodzie z jego kolegą, który nawiasem mówiąc jeździł sobie jakby nigdy nic tak ok 140 km/h ;) bez zważania na jakiekolwiek inne przepisy typu pierwszeństwo przejazdu :P (ostra jazda bez trzymanki). Okazało się niestety, że w Algierii wziąść ślub z cudzoziemką to nie taka prosta sprawa.... Trzeba złożyć wszystkie dokumenty a potem (!) czekać ok 3 miesięcy na zezwolenie ministerstwa na ślub! No więc cywilnego nie będzie! Szybka decyzja, że muszę znowu przyjeżdżać za ok 3 miesiące, czyli w grudniu, na ferie świąteczne.

Poszukiwania sukienki ślubnej w Algierii to chyba nic gorszego jak dla osoby, która ma 184 cm wzrostu, gdzie przeciętna Algierka ma 165-170 ;) Do tego jak się ma trochę tu i ówdzie to porażka murowana. Nie znaleźliśmy niczego. W końcu wypożyczyliśmy gorset z wypożyczalni, a spódnicę uszyła w ciągu kilku godzin jego siostra ;)

Co do obrączek, to ciekawostką jest, że panna młoda wybiera złotą, a pan młody srebrną. Pan młody płaci za obrączkę narzeczonej, która to obrączka jest jak pierścionek. Algierki wybierają baaardzo wielkie pierścionki, które są bardzo kosztowne (złoto jest tam popularne ale drogie). Natomiast panna młoda płaci za obrączkę narzeczonego, która jest srebrna i nawiasem mówiąc, kosztuje 4-5 euro ;) A więc panna młoda ma taniej :D. Poza tym, obrączki w Algierii nosi się na palcu serdecznym lewej dłoni, nie tak jak w Polsce, na prawej.

Ciasteczka. Pieczone przez moje szwagierki to prawdziwa sztuka. Ozdabiane jadalnymi perełkami, brokatem, w kształcie pomarańczy, różowe, pomarańczowe, zielone, poprostu magiczne ;) Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Byłam po poprostu pod wrażeniem tego, że potrafią upiec coś takiego i w tak ogromnej ilości. Niesamowite!

Na zdjęciach powyżej:
-gąbeczki ozdabiane przeróżnymi rzeczami, specjalnie wykonane przez szwagierkę na stół na wesele, żeby goście mieli w co wytrzeć mokre ręce;
-owe ciastka ;) dokładnie różowe sakiewki, w których w środku był sezam z miodem a na wierzchu jadalny brokat i perełki. Pycha !

piątek, 12 lutego 2010

Pierwsze spotkanie z rodzinką.



No i weszliśmy do środka, gdzie czekała na nas mama, tata, dwie siostry, bratowa i jej synek (ten na zdjeciu :)). Przywitaliśmy się, zaprosili mnie i mamę do salonu. Tak się złożyło, że ci, co mówili po angielsku wyszli na chwilkę i zostałyśmy z arabskojęzyczną mamą i siostrą :P Siedziałyśmy tak z 5 minut tylko sie do siebie uśmiechając (teraz śmiać mi się chce z tej sytuacji) :P. Poszłam się wykąpać, po tak długiej podróży, a w między czasie podano obiad. Mmmmmm przyności! Raczej wszystko co podają do jedzenia mi smakuje, pojedyncze przypadki, że aż mi się chce zwrócić zawartość poprzedniego posiłku :). Zaproponowali nam wyspanie się poobiadowe, no ale jakby to mogło być możliwe, skoro na spotkanie tego faceta tak długo czekałam ;), więc absolutnie nie śpię. Upał jest wszędzie, naprawdę lato w Algierii potrafi być męczące, są dni, kiedy nie ma wiatru wogóle i słońce konkretnie grzeje. No to byłoby chyba na tyle mojego pierwszego dnia w Algierii. Dotarłam do celu, mimo ostrzeżeń rodzinki dalszej, że napewno mnie zabiją albo porwą dla okupu :P Jednak wciąż żyję.

Zapomniałam dodać, że właśnie 11 sierpnia mi oświadczył mi się mój teraźniejszy mąż :P

czwartek, 11 lutego 2010

10 sierpnia 2009, czyli mój pierwszy lot samolotem i lądowanie na algierskiej ziemi.



Poniedziałek, 10 sierpnia. Po kilku miesiącach szykowania się do wyprawy razem z mamą, wreszcie to, o czym śniłam się stanie. LECĘ! Mieszkamy 260 km od Warszawy, a samolot był o 13, więc busa miałyśmy o 4.30 rano. Oczywiście na miejscu byłyśmy po 8 rano :D:D To nasz pierwszy raz, więc bałyśmy się, że nie zdąrzymy :) Odebrała nas moja forumowa koleżanka, przygarnęła pod swój dach na parę godzin. O 11 nadałyśmy bagaż, przeszłyśmy wszelkie kontrole i już czekałyśmy pod bramką ściskając karty pokładowe :) Niestey, tak mało osób z Polski leci do Algierii, że nie ma bezpośrednich samolotów :( Postanowiłyśmy lecieć Alitalią, bo miała wówczas najkorzystniejsze ceny, co oznaczało, że przesiadka będzie na lotnisku Fiumicino w Rzymie. Wsiadłyśmy do samolotu. Ale byłyśmy podniecone! Pierwszy raz samolot! Lotnisko!

Panowie stuardzi byli bardzo mili i przystojni. Wylądowaliśmy bez problemu w Rzymie. Miałyśmy czekać na przesiadkę 8 godzin...więc powoli, bez pośpiechu udałyśmy się w strefę wizową lotniska. Przeszłysmy kolejną kontrolę i czekałysmy na dłuuuuuugim korytarzu, pełnym Arabów, Azjatów i Murzynów. Poznałyśmy młoda Algierkę, miała 23 lata i nazywała się Sara ;) ciągle ją pamiętam. Była zaskoczona, że jestesmy tak odważne, iż jedziemy do Algierii na zaproszenie faceta, którego znam przecież tylko z internetu :) Zaoferowała swoja pomoc oczywiście, ja miałam nadzieję, że nie będzie potrzebna. W związku z tym, że w lecie, czas w Algierii jest inny, tzn godzina w plecy, wylatując o 23:55 lądowałyśmy o 23:55 również :) No i jesteśmy w końcu, po tylu godzinach podróży na algierskiej ziemi. Czekamy w kolejce, do odprawy paszportowej. Przeszłyśmy. Idziemy odebrac bagaz, Sara którą poznałyśmy ciągle nam towarzyszy. Powiedziała, że często zdarza się, że w Algierii gubi się bagaż, a jak ktoś miał transfer to już wogóle. Zaczynamy się stresowac, wszyscy ludzie odebrali bagaż i już poszli, a naszego nawet nie widać! Powoli juz zaczynam myśleć, że napewno się zgubił, ale nic nie mówię, żeby nie stresować mamy :) Uffff wreszcie wyjeżdzają na taśmie nasze walizki.

Wychodzimy na halę lotniska. Szukam wzrokiem faceta, na którego spotkanie tak długo czekałam, ale nikogo nie ma! Mama stoi w jednym miejscu z walizami i z Sarą, która proponuje nam rozmowę z jej algierskiego numeru, ale ja mówię, że przejdę się po lotnisku w tą i spowrotem. Nikogo jednak nie ma! Wybiegam przed lontisko, myslę, może wyszli się przewietrzyć, mama mówi, że może pojechali już (on i jego bracia) bo tak długo nas nie było (sprawa z bagażem). Zaczynam panikować, że ktoś, komu ufałam wystawił mnie! Idę ostatni raz przez całą długośc ogromnego lotniska. Nagle poczułam czyjś wzrok na sobie i automatycznie się zatrzymałam. Odwracam się, i widzę to, na co czekałam tak długo. Stoi ON, z bukietem biało-czerwonych róż :) Podeszli jego bracia, przywitali się i wyszliśmy z lotniska. Czekały na nas dwa samochody, w jednym jechało jego 3 braci, a w drugim ja, mama, On i jego kolega, który był kierowcą. Przed nami daleka droga, 600 km. Zmęczone, ledwie żywe, spędzamy 10 godzin w samochodzie. O 10 rano dojeżdżamy do rodzinnego miasta H. - Ksar Sbahi (blisko Oum El Bouaghi). Wysiadamy z samochodu. Teraz przychodzi największy stres, spotkanie z potencjalnym teściem i teściową....

Witam!

Witam wszystkich was na początku istnienia mojego bloga ;) Jego głównym założeniem jest krótkie przedstawienie Algierii (krótkie, ponieważ aby było długie trzeba w Algierii mieszkać całe życie ;) ). Postaram skupić swoja uwagę na tym przepięknym, muzułmańskim kraju, więc nie obrażajcie się, jeśli posty będą odrobinkę hmmmm nooo eee lubię offtopowac :D:D ;). Pozdrawiam wszystkich serdecznie i zabieram się za konstruowanie pierwszego posta ;)